Grzybobranie…

Poddaję się..

Podczas wczorajszego grzybobrania miałam okazję porozmawiać z panem B, nawet nie jeden raz. Nie zrobiłam tego. Potem zmęczenie zrobiło swoje i połowę drogi z lasu i w samochodzie miałam zryty humor. Doszło do mnie, że sama skazuję się na tą przeprowadzkę za tydzień, dwa tygodnie… A ja nie wyobrażam sobie tego! Tyle spraw trzeba załatwić, a wszystko stoi w miejscu. Potem będzie bieganie, załatwianie i nerwów co nie miara. To akurat mogę sobie wyobrazić. Jak o tym myślę, to już nam nerwy, już brzuch mnie boli ze stresu. Nikt tego za mnie nie zrobi, tak jak nikt za mnie nie pogadał z panem B. Nawet mój Ł… Tylko się okaże, że mieszkanie tam jest i wszystko się zacznie! Ok… poddaję się! Nich się to już zacznie, niech się to już skończy!

Jestem osobą, która zawsze szuka jakiegoś wyjścia z sytuacji. Teraz już brakuje mi pomysłów na takie wyjście, dlatego muszę szukać plusów. To spowoduje, że nie zeświruję. To mi da nadzieję.. Dużo też szukam pomocy i oparcia w innych, choćby i nawet w słowach. Nie raz łatwiej podjąć decyzję jak ktoś cię pokieruję. Słowa to słowa, ale ja chyba jestem naiwna, łatwowierna.. chcę wierzyć we wszystko co dobre, choć nie raz jest tylko iskierka nadziei. Taka już jestem. Dlatego szukam tej nadziei.. w tej przeprowadzce. Chcę wierzyć, że to coś dobrego dla nas. Dziś już brak mi sił na myślenie o tym.. tylko, że od tego nie da się uciec

Niedzielne grzybobranie! 🙂

Wyjazd o 6, po 7 na miejscu. 7 godzin chodzenia po lesie ..w domku po 15. Zmęczona, padam z nóg. Ale dwa wiaderka nazbierałam. W jednym same podgrzybki, a w drugim kozaczki i prawdziwki 🙂 Jestem zadowolona. Towarzysze też sporo nazbierali.

Kilka foteczek z lasu 🙂

 

***

Zobacz także: Ulica Rybacka| Pomnik Jezusa | Wiadukt Siemianice | makaron zapiekany z serem | Ulica Jagodowa | Park pod Brzozami | adwokat Wejherowo |Kolorowe Przedszkole | szafy do składowania chemikaliów | Autobusy

***

Miało być o niczym, a wyszło jak zawsze…. poważnie.

Wczoraj dzień zleciał wyjątkowo szybko, lecz nie powiem, że w pełni dobrze. Po pierwsze nie zadzwonili w sprawie pracy, a tak czekałam na ten telefon. Mniejsza o to, że mieli zadzwonić nawet w sprawie odmowy.. Nie słowni ludzie, trudno.. To oznacza tylko jedno i chyba nie muszę pisać co.
Dzień jakoś zleciał. Najpierw zakupy (w końcu kupiłam długie spodnie dresy), gotowanie obiadku (roladki z mozzarella, marchewką, porem, koperkiem i pietruszką i warzywka na patelnie) mniam:) potem przyszła D i zgraliśmy filmy i bajki, bo w planach było robienie format. Poleciałam po małego K a potem zajęłam się tym formatem i udało się z powodzeniem przywrócić głos! Udało mi się wybrnąć z dwóch małych ślepych uliczek, więc jakieś tam pojęcie o informatyce mam. Następnie upiekłam ciastka, które wylądowały w koszu. To była druga porażka dnia. Robiłam z innego przepisu, ale wydaje mi się, że to soda wszystko schrzaniła. No trudno, dziś robię drugie podejście, bo posmakowały mi te ciastka, które robiłam pierwszym razem i przyznam, że z rodzynkami lub innymi suszonymi owocami są najlepsze. Wczoraj troszkę mnie to wyprowadziło z równowagi, ale razem z Łukaszkiem i K poszliśmy jeszcze pod wieczór do sklepu po płatki owsiane i miód. Troszkę poprawił mi się humorek i wieczorem już było miło.
Brakowało tylko wczoraj ćwiczeń, bo Łukaszk przyjechał na 4 dni. W poniedziałek zaczyna pracę i znowu jedzie, a u mnie nie pewna sytuacja znowu z powodu braku pracy. Wczoraj pół dnia wałkowaliśmy temat przeprowadzki. Wymyśliliśmy plan, który mógłby wypalić ale wszystko zależy od B (faceta mamy) i od mamy. A mama umywa ręce. Tak już ma z nim źle. Tak już jest cięta na niego (tak jak my) i nie chce nawet z nim gadać. Myślałam, że choć troszkę mi pomoże, bo plan jest taki by pogadać z B żebym ja z K wprowadziła się do nich na góra dwa miesiące. Mieszkanie mają duże (3pokoje) a ja muszę płacić prawie tysiaka. Chyba mój mężulek ze względu na mnie to zaproponował, ale nie tylko, chodzi też o przedszkole K. Tam ma złożyć podanie i szukać mieszkania. Jest już jedno na oku, ale musiał by tak pomalować i zlikwidować grzyba. I można się wprowadzać .. może nawet za dwa tyg. Ja bym chciała tu zostać do świat, tylko nie odpowiada mi też takie życie na odległość. Mamy w planach kupić autko, to mąż przyjeżdżał by na weekendy. To jest rozwiązanie, ale teraz łatwo się mówi, a inaczej zawsze wychodzi. Zresztą nie ma co gdybać, bo czeka mnie rozmowa z B.. a jak się zatnę to nawet się nie zapytam. Niby czemu miało by mu szkodzić wziąć nas na te dwa miesiące? Gdyby to był ktoś inny.. ale to jest B ! Wielkoduszny człowiek, a egoista (samolub, dusigrosz)… szkoda słów, a jednak mam nerwy i chcę to wyrzucić z siebie. Specyficzny człowiek, który w każdym swoim działaniu ma swój cichy plan. Biedna moja mama, musi to wszystko znosić. Pewnie nasuwa się teraz pytanie, czemu nie odejdzie? I to jest wielką zagadką. Mama tłumaczy to, obawą o przyszłość. Bo nic nie ma, nie ma mieszkania, gdzie mogła by się schronić. A do nas na wynajęta nie pójdzie, bo to nie pewne. Sama też nie wynajmie, bo z jednej wypłaty jak? Poniekąd ją rozumiem. Moje rodzeństwo mieszka w T (400km) a tu ma tylko mnie. Ja jej chcę pomóc wiele razy ją namawiałam. Tylko to ciężka decyzja. Już raz odeszła od niego. Do nas. Ale mieszkaliśmy wtedy w domku, na obrzeżach miasta. Była zima, było ciężko z dojazdami, a B.. no cóż zgrywał świętego, obiecywał złote góry, nieba chciał przychylić mamie. Ja nie uwierzyłam, mama może też za bardzo nie… ale chciała wierzyć. Wróciła, jednak myślę, że jakby były inne czynniki to inaczej by się to potoczyło. Z tego co B obiecywał wiele nie spełnił.. Wszyscy myśleli, że jak mama wróci to B będzie inny. A teraz wszystko jest po staremu, a może i nawet gorzej. Ja mam tylko nadzieję, że jak przeprowadzimy się tam, ułożymy sobie wszystko i ściągniemy mamę do siebie.
Miała być notka o niczym.. a się rozpisałam. Lepiej mi jak to napisałam.. Tylko szkoda, że to nic nie da. A może da.. bo będę mamę dalej przekonywać.