Pozytywnie, Negatywnie … ot taka huśtawka

Huśtawka

Huśtawka nastrojów dopada mnie coraz częściej. Najpierw myślałam, że to ciąża. Najwidoczniej bardziej sobie to wmówiłam, szukałam objawów, naciągałam fakty. Test jednak wyszedł negatywnie. Samotność i jesienna pogoda.. to najprawdopodobniej są powodu mojego nastroju raz dobrego raz złego. Szukam cały czas impulsu do działania i nie raz mi się udaje by dzień był dobry. Nie zawsze jednak jest kolorowo. Raz jest tak jak za oknem deszczowo, szaro i smutno, a raz nie zwracam na to nawet uwagi tylko działam, tworze i ogarniam się. Nie lubię tych huśtawek! Wczoraj miało być dobrze, miała być wizyta u fryzjera która miała mnie odprężyć i poprawić humor. Moje obawy się spełniły.. szkoda, że zaufałam innej fryzjerce. Fryzura nie wyszła tak jak chciałam, a ścięcie odbyło się bez mycia głowy.. i znowu mogę mieć pretensje do siebie. Mogłam zaprotestować, ale Kasia szara myszka usiadła na fotelu i nie zareagowała. Już trudno, nie pora rozpaczać.

Potem dzień był nudnawy.. Małego nie dałam wczoraj do przedszkola, bo ma coś z noskiem (od kataru mu się zrobiły ranki w środku). Uważam, że wczorajszy dzień nie był najlepszy. Znowu lenistwo wzięło górę.

A dziś.. idę na rozmowę o pracę. Na stoisko mięsne. Zobaczymy jakie warunki mi zaproponują, bo ta firma nie słynie z dobrych opinii a ogłoszenie o pracę często się pojawia. Tak samo było w moim poprzednim miejscu zamieszkania, bo tam też jest ta firma. Już się stresuję. Zaraz muszę się zbierać. To tylko rozmowa.. muszę do podejść na luzie, spokojnie. Będzie co ma być.

Wracając do mojej huśtawki nastrojów to myślę, że w dużej mierze jest to spowodowane moim kontaktem z Ł, który ostatnio się zmienił. On pracuje w delegacji, mało piszemy i rozmawiamy. Jak już nie pracuje w delegacji to wraca późno i jest zmęczony. Ja tak nie umiem.. jestem z tym wszystkim samotna. Tu jestem samotna. A zwykła rozmowa dużo daje. Staram się rozmawiać z Misią, mamą ale to pomaga tylko na chwilkę. Tutaj z teściową i rodziną Łukaszkiem nie mam takiego kontaktu, a teraz kontakt z innymi jest mi najbardziej potrzebny. Potrzebuję się wygadać i troszkę nawet pleść jakieś głupoty, bo taka już jestem.. brakuje mi mojego Ł, ale on nawet mnie nie rozumie i niektóre tematy przemilcza. Jak to facet. A dla mnie coś zupełnie bez znaczenia ma właśnie ogromne znaczenie.

Pozytywnie zmęczona

Pozytywny dzień. Tak sobie postanowiłam i tak było. Nie dała bym dyszki, ale za zmęczenie jutro będzie nagroda. W niedziele mój Łukaszek przyjechał po nas i zabraliśmy resztę naszych rzeczy. Dziś dopiero doprowadziłam to wszystko do porządku. Trochę zostawiłam na jutro. Jestem z siebie duma! 🙂 Przemeblowanie wyszło nieźle. Przynajmniej lepiej się na to patrzy, lecz do doskonałości to jeszcze dużo brakuje. Troszkę przemieniłam w pokoju, troszkę w kuchni, a w łazience zamontowałam dwie półki i mogłam rozłożyć kosmetyki. Poza tym wszystkim umyłam stertę naczyń i posprzątałam. Czuję się wykończona.

Szczerze ciesze się, że sama to zrobiłam. Wczoraj niepotrzebnie czekałam na mojego małego przystojniaka –  Łukaszka. Przyjechał z pracy zmęczony i tylko narzekał, że nic nie zrobiłam itp. A ja wczoraj patrząc na to wszystko nie miałam siły, po prostu opadły mi ręce. Gorzej niż masakra. Dziś uporałam się najpierw z myślami a potem z tym całym bajzlem. Nagrodą jutro będzie wizyta u fryzjera. Cieszę się, ale mam nadzieję, że nowy fryzjer nie spierniczy mi fryzury. Wolała bym wizytę u mojej fryzjerki, ale musiałabym jechać do mamy. Na mojej głowie już masakra się dzieje więc wizyta czak czy siak musi być.

***

Zobacz także: Ulica Rybacka| Pomnik Jezusa | Wiadukt Siemianice |  | Ulica Jagodowa | Park pod Brzozami | |Kolorowe Przedszkole | | Autobusy

***

Czas powrotów.

W deszczowy niedzielny dzień wracamy do domu, do którego nie chce mi się wracać. Tak mi tu dobrze, a tam mieszkanie nie wykończone, znajomych, przyjaciół nie ma. Tylko pustka, szarówka i smutek. Wiem.. teraz trochę to wyolbrzymiam. Z czasem będzie lepiej, a na pewno po okresie jesiennym. Już zimową porą powinno być lepiej. A wiosną… to już z pewnością. Ale nie o tym chciałam pisać.

Cała wizyta tu była nie taka jak sobie wyobrażam, ale to nie znaczy, że było źle. Było bardzo dobrze. Wczoraj spotkanie z Misią i Elą podbudowało mnie. Dobrze było się wygadać i dowiedzieć co słychać u moich dwóch przyjaciółek. Wieczór też był miły i śmiechowy. Ale nie będę opisywać wieczoru.. bo znowu zeszłam na inny temat niż chciałam pisać.

Pan B.. odezwał się dziś do mnie. Bezpośrednio raczej tego nie robił przez te 4 dni. Albo robił to na okrętkę za pośrednictwem kogoś, albo gadał coś zupełnie nie istotnego. Ja chyba liczyłam, że od razu zostanie poruszony pewien temat, ale nie.. może to i lepiej. Dziś natomiast wyraził swoją chęć moich przyjazdów tutaj, ale podkreślił, że przyjeżdżam do mamy i zawsze mogę przyjechać bez zaproszenia i bez uprzedzenia. Miło! Ale i tak nie o to chodziło. Ja będę trzymać urazę i sama nie zacznę tego tematu.. choć powinnam! Bo on w tej sytuacji będzie się czuł bez winy, spokojnie jak gdyby nigdy nic. Machnę na to ręką. Szkoda, że mój Łukaszek tak nie może…    zapowiedział, że nie chce go widzieć, że jak podjedzie po nas i go zobaczy to odjedzie.. ale czy tak zrobi? Wiem, że jakoś to będzie. Z czasem będzie lepiej. Moje, nasze relacje z panem B są i będą napięte. Szkoda mi tylko w tym wszystkim mamy. Cieszy mnie tylko to, że synek ma z B dobry kontakt, a B traktuje go jak wnuka. Dobrze się dogadują i bawią.

Na samą myśl, że czeka mnie daleka, (ale nie aż tak daleka) podróż coś mnie skręca. W ten deszczowy dzień na dodatek. I znowu pożegnania.. i znowu zastanawianie się kiedy się zobaczymy, czy mama odwiedzi mnie, czy ja ją…  a może dopiero zobaczymy się na Święta? : (