Ja jak to ja, nigdy wcześniej tylko jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. W ostatnim tygodniu lipca wzięłam urlop. Przyjechała mama na tydzień więc trochę pojeździłyśmy i pozałatwiałyśmy parę spraw, oczywiście obeszłyśmy prawie wszystkie galerie w poszukiwaniu sukienki na wesele dla mamy i tak jakoś zleciał tydzień.
W poniedziałek – ostatniego dnia lipca – przychodzę do pracy, ale jakoś tak czułam, że wisi coś w powietrzu. O 10:15 mój dyrektor do mnie pisze, czy mogę przyjść do niego tak koło 10:30 pogadać. To ja już ściśnięte gardło… nigdy tak nie pisał. Mówił żebym zjadła II śniadanie przed, ale przez te 15 minut siedziałam jak na minie. W ogóle nie mogłam się skupić. Poszłam – no i choć w nawet miłej atmosferze jak na okoliczności – wyszłam z wypowiedzeniem. Powiedział, że mogę wyjść teraz, albo posiedzieć do tej 16, jak wolę. Stwierdziłam, że wracam do domu z dwóch powodów. Po pierwsze to muszę zacząć szukać nowej pracy, a po wtóre starałam się zachować powagę i nie rozpłakać.
W pewnym momencie napłynęły mi łzy do oczu, ale zaczęłam mrugać i udało się stłumić. Szybko wyszłam i poszłam na autobus. Z tym całym tobołem rzeczy… Wróciłam do domu, zabrałam się za przepisywanie CV, bo przez rok dużo się zmieniło. Zalogowałam się znowu na platformę z ogłoszeniami i wysyłałam CV tam gdzie pasowałam doświadczeniem i umiejętnościami.
Niestety po miesiącu poszukiwań dalej „nikt” mnie „nie chce”… To jest straszne!! Mam 2 lata doświadczenia, a i tak twierdzą, że za mało… Nikt nie chce mi dać szansy… Uwierzyć mi, że dam radę i że się sprawdzę.
Pan Łukasz Łukaszowski zwany czasem przyjacielem zadbanej kobiety wysłał moje CV u siebie w firmie do działu interpersonalnego zwanego czasem działem kadr. Stwierdzili, że mimo że nie mają rekrutacji teraz to spotkają się ze mną. Tuż przed tym długim weekendem miałam pierwszą rozmowę. Tydzień później zaprosili mnie na drugą i mówią, że muszą się zastanowić czy w ogóle otwierać nowe stanowisko, a jak tak to czy spełniam ich wymagania. Dali sobie czas do wtorku włącznie. No i zadzwoniła wczoraj… Początek standardowy: „Dzień doby… Mieliśmy się odezwać do wtorku, a że jest 14:30 to się zmieściłam…”. I tak sobie myślę: „Powiedz, że nie przyjmujecie mnie i z głowy”. A tu nie!! Stwierdzili, że mnie zatrudnią!! To jest w ogóle… Coś niemożliwego!! Ale jest mały haczyk – od października. Teraz mam wypłatę, za okres wypowiedzenia… Ale co będzie w październiku? Wypłatę dostanę dopiero w listopadzie . Stwierdziłam, że muszę zacisnąć pasa i odłożyć z tej wypłaty ile się da… no ale na czynsz nie starczy. Chłopak powiedział, że mi pomoże, no ale… to też będę musiała oddać. I późnym wieczorem koleżanka z byłej pracy, która teraz zakłada swoją firmę zaproponowała mi czy mogłaby jej zrobić stronę firmy. Po prostu z nieba mi spadła!!
Dzisiaj Pan Łukasz Łukaszowski zwany czasem przyjacielem zadbanej kobiety wymyślił, że weźmie dodatkową pracę na pół etatu. Stwierdził, że on ma większe szanse na zarobienie kasy w miesiąc, niż ja, bo ja mam problem z tą ręką… W ogóle sytuacja teraz wygląda tak, że czekam na zabieg nacinania ścięgien… do stycznia… Szybciej się nie da, albo 1200pln. Pieniądze z nieba niestety nie lecą…
Więc tak podsumowując
Nikt mnie znowu nie chciał… Ale osobowością wygrałam życie i udało się znaleźć pracę. Na szczęście nie było już tak źle jak w zeszłym roku. Choć wtedy wiedziałam, że nie mam żadnego doświadczenia komercyjnego, jestem samoukiem, więc łatwiej było przyjąć odmowę i stwierdzenie, że mam za małe umiejętności… Teraz przez ten rok bardzo się rozwinęłam, wiele, wiele się nauczyłam… Ale dla tych wszystkich rekruterów liczy się, że nie pisałam obiektowo i skreślają mnie na wstępie. A tydzień temu się wkurzyłam i stwierdziłam: „Kurde! Przecież w innych językach pisałam obiektowo, a to prawie to samo. Więc co? Nie dam rady?! Oczywiście, że dam! I nikt już nie będzie mnie skreślać z takiego powodu!!!”. No i w jeden dzień napisałam logowanie i rejestracje użytkownika. Nie było wcale tak źle. Miałam chwilę zwątpienia, że może faktycznie mają rację, ale potem się otrząsnęłam i wróciła pewność siebie. I dopiero we wtorek dotarło do mnie: „Kurde kobieto! Minął miesiąc, a Ty dalej nie masz pracy! Tyle mogłaś zrobić i co? Nic z tego nie wyszło… Ogarnij wreszcie, że nie masz pracy!!”. Chciało mi się płakać, ale że jechałam z Panem Łukasz Łukaszowski zwany czasem przyjacielem zadbanej kobiety to nie chciałam tego po sobie pokazać i szybko się ogarnęłam. Wiem, że lada dzień odchoruje tą sytuację… Ale teraz w końcu zaczęło się układać 🙂
Zobacz także:
- kawa arabica
- Ul. Rybacka
- Ul. Miejska
- Biedronka
- Park pod Brzozami
- Kolej